Jerzy Widejko
(Warszawa)
Biografia
Widejko Jerzy

Urodził się w Warszawie 12 czerwca 1933 roku. Rodzice pochodzili z Wileńszczyzny, wędrowali w poszukiwaniu pracy. Ojciec był budowlańcem, mama krawcową. Przed wybuchem wojny powrócili w rodzinne strony, gdzie z pomocą krewnych wybudowali drewniany domek. 1 września 1939 roku ojca powołano do wojska, na wojnę z której już nie wrócił. 17 września wkroczyli sowieci, zaczęli prowadzić spis powszedni. Aresztowano rodziny wojskowych i urzędników państwowych, a potem wywożono ich na sybir. Tworzono kołchozy i siłą zatrudniano tam ludzi, pod groźbą wywózki na sybir. Mordowali duchownych, robili wiece i obiecywali raj na ziemi.

W 1942 roku zmarła mama Jureczka, przemarzła od noszenia wody zimą. Sierota trafiła do ciotki i wuja Subocza, którzy mieli 3 swoich dzieci. Ciotka była dobrą kobietą, ale wuj swoje dzieci traktował dużo lepiej. Jureczek musiał pracować, pasł owce i konia oraz młócił zborze cepami. W wolnym czasie zbierał pociski, detonował zapalniki, a metal oddawał kowali w zamian za jedzenie. Pewnego dnia niejaki „Milimetr” zaproponował mu wstąpienie do partyzantki, wujek się zgodził, dowódca również. Zaprowadzono go najpierw do szewca, który uszył mu mundur. Przydzielono go do czyszczenia i wazelinowania broni oraz do zwiadów. Brał udział w akcji „Burza” w czasie której przy pomocy armii Czernichowskiego ze wsparciem czołgów zdobyli Wilno. Kazano im Rosjan traktować jak swoich i wycofać się  do Nowego Wilenka. Ruszyli w drogę i przy wejściu do puszczy zostali otoczeni przez straż graniczną i NKWD. Rozbrojono ich i zabrano im samochody. Dowództwo zostało wzięte do niewoli, a resztę ustawiono czwórkami i pod muszką karabinów maszynowych i bagnetów poprowadzono do Miedni Królewskich do obozu. Kozacy zabezpieczali kolumnę konno. W obozie zgromadzono 7000 żołnierzy AK, karmiono ich chlebem z trocinami i zupą z brukwi. NKWD chciało zwerbować Jureczka do armii Berlinga, ale się nie zgodził i przy okazji ukradł im pistolet. Po zwolnieniu z obozu Jureczek zamieszkał w Białym Dworze u pani Jadwigi Zaborskiej, której mąż również był przetrzymywany w obozie. We wrześniu dostał wezwanie do szkoły, gdy się tam stawił został aresztowany. Przetrzymywali go 3 miesiące i nazywali polskim bandytą. Gdy został wypuszczony wrócił w rodzinne strony, do ciotki i brata. Trafił na partyzanta, który zaprowadził go do reszty ( później chłopak ten okazał się dezerterem i złodziejem, ze co został rozstrzelany). Dostał broń i zaczął walkę.

Pierwsza jego akcja polegała na odbiciu mięsa wieprzowego i beczki miodu sowietom. Później rozbito ich oddział, zabito 25-ciu partyzantów, Rosjan 80-ciu. Jureczkowi wraz z kilkoma towarzyszami udało się zbiec, niestety stracił broń i bardzo się bał, płatających się band i wygłodniałych wilków, ponieważ miał najkrótsze nogi i biegł ostatni. 2 tygodnie ukrywali się we wsi u gospodarzy. Sowieci podeszli ich podstępem i wymordowali prawie cały oddział. Jureczek został aresztowany przez NKWD, w czasie drogi próbował dwukrotnie uciec, ale próby się nie powiodły. Doprowadzono go do dowódcy NKWD i przedstawiono jako małego bandytę od Kowara z karabinem maszynowym i 300-ma nabojami. W rzeczywistości karabin był mały, a naboi ze 30 sztuk. Dowódca stwierdził, ze wszystko w życiu widział, ale takiego małego bandyty to jeszcze nie. Przetrzymywano go półtora miesiąca, ciągle przesłuchiwali, straszyli, gnębili psychicznie, karmili niemytymi obierkami. Siedział z trzema łączniczkami Wandą, Marysią i Basią. Sam został łącznikiem, bo załapał się do roznoszenia zupy i przenosił dziewczynom grypsy. Nie mogli go skazać ponieważ nie było takiego paragrafu, więc trafił do domu dziecka. Zgromadzone jedzenie podarował swojemu dowódcy. W domu dziecka już pierwszego dnia został okrzyknięty bandytą. Był to dom dziecka NKWD, były tam żydowskie dzieci, niemieckie sieroty, dzieci rosyjskich przestępców i partyzantów. Dobrze się złożyło, bo księgowy domu dziecka wraz z żoną byli w konspiracji i zaopiekowali się chłopcem. Gdy zaczęto cos podejrzewać, został przeniesiony do innego ośrodka, gdzie byli strażnicy i mur dookoła posesji. Wychowawczyni Konstancja Kisiel ostrzegła Jureczka i poleciła żeby uciekał. Udało się uciec przez toaletę, schronienia udzieliła mu Pani Konstancja, a potem wysłała do Polski.

W 1946 roku przyjechał do kraju, zamieszkał w Wyrzysku na terenie województwa Pomorskiego i tam też poszedł do szkoły. Pani Kisiel próbowała go odnaleźć, ale życzliwi ludzie w obawie o chłopca, podejrzewając kobietę o kontakty z UB powiedzieli, że wyjechał. Jureczek ukończył szkołę podstawową, potem pedagogiczne liceum w Bydgoszczy i przeprowadził się do Nowego Targu, gdzie podjął pracę w szkole specjalnej. Dziś jest na emeryturze i prowadzi działalność edukacyjną wśród młodzieży szkolnej.

Relacja

„Byłem w stadninie koni, kiedy zobaczyłem lecące samoloty strzelające do uciekających żołnierzy radzieckich. Kryli się po wioskach. Byli wygłodniali. Mimo, że prześladowali ludność to każda gospodyni dała im coś zjeść. Jak nie ugotowanych ziemniaków to jakiegoś placka. Dobroć jednak wynikała ze współczucia, a nie z przyjaźni. Na Wileńszczyźnie każdemu każdy raczej chciał pomóc. Nie dotyczyło to jednak Litwin. Gospodyni nie raz potrafiła polać takiemu twarz wrzątkiem. Rosjanie gubili karabiny i zostawiali w bagnach czołgi. Każde działo miało w zapasie około trzydziestu dużych naboi. Rozbrajałem je. Odkręcałem zabezpieczenia i zapalnik. Pociski nosiłem miejscowemu kowalowi, który wykonywał z nich piękne mosiężne kubki. Za pocisk dostawałem kiełbasę i chleb.

W 1942 roku zmarła moja mama. Trafiłem do ciotki Subocz, a brat do ciotki Rinkiewicz. Było mi ciężko. Musiałem pracować. Młóciłem ziarna cepami. Pasłem bydło, konie, owce. Wujek miał trójkę dzieci. W czasie okupacji trudno było o wyżywienie. Kiedy jego dzieci jadły przy stole ja musiałem siedzieć w kącie. Próbowałem sobie radzić. Spałem na piecu. Kiedy wyczuwałem, że wujek już śpi sięgałem do garnka po ziemniaka lub po coś innego. W jednym pomieszczeniu kiszono mleko. Spijałem z dzbanów śmietanę, a dla zmyłki wpuszczałem kota.

Na nauki kościelne przed pierwszą komunią chodziliśmy do Dziewieniszek. Po drodze widziałem Niemców. Wygolonych, czystych, ubranych. Ich czołgi stały na łąkach. Oblizywaliśmy puszki po konserwach, które jedli. Nieraz dali nam cukierki lub czekoladę. Widziałem pierwszą linię Wermachtu, kiedy wjechała na wieś. Byli kulturalni w stosunku do ludności. Nie było grabieży czy gwałtów jak w przypadku wojsk radzieckich. Na pierwszą linie wysyłano przestępców. Niejednokrotnie za gwałt czy kradzieże byli rozstrzeliwani przez NKWD, które chciało pokazać, że Rosjanie również dbają o dyscyplinę. Kiedy przypadło im Wilno i Lwów powoływali mężczyzn do wojska radzieckiego. Chłopi ukrywali się, żeby tego uniknąć.
Kolejne oddziały niemieckie. Gestapo, SS. Instrukcję mieli podaną z góry. Pierwsze wzięli się za Żydów z miasteczek. Wywozili ich do getta w Wilnie.”

 

„Kiedy w ramach akcji Burza szliśmy na Wilno. Brygada ośmiuset ludzi. Szliśmy w nocy. Widzieliśmy samoloty niemieckie i radzieckie, które strzelały do siebie.
Staliśmy w Nowej Wileńce, sześć kilometrów za Wilnem. Nie brałem bezpośredniego udziału w tych walkach tylko odziały szturmowe, które liczyły po stu ludzi. Dobrze wyszkoleni i wyćwiczeni. Niestety większość zginęła w trakcie przekraczania torów kolejowych, gdzie stał zakamuflowany niemiecki pociąg pancerny. Ostrzelali ich z niego. Zginął tam Siemaszka Zbigniew, brat znanego fotografa. Nasze oddziały praktycznie same zdobyły Wilno. Problem był jednak z umocnieniami i bunkrami. Trzeba było użyć broni pancernej, czołgów i dział. Wobec tego nadeszła armia generała Czernichowskiego, drugiego frontu białoruskiego i wspólnie zdobyliśmy ostatnie bastiony oporu Niemców.
W trzecim dniu zdobycia Wilna miała się odbyć defilada wojsk radzieckich i polskich. Rosjanie kazali się nam wycofać do Nowej Wilejki, a stamtąd do Puszczy Rudnickiej. To kompleks leśny liczący sto pięćdziesiąt kilometrów długości i około sześćdziesiąt szerokości. Jechaliśmy taborami samochodowymi. Czterdzieści samochodów niemieckich, zdobycznych. Oddziały piesze wcześniej osiągnęły skraj puszczy. My posuwaliśmy się pomału, bo szły radzieckie oddziały frontowe. Mieliśmy na samochodach dużo zapasów - żywności, papierosów. Papierosy dawaliśmy żołnierzom radzieckim. Kiedy osiągnęliśmy skraj puszczy dowódca wydał rozkaz opuszczenia samochodów. Naraz jesteśmy otoczeni przez oddziały pogranicza. Pamiętam zielone otoki, oddziały NKWD.
- Ręce do góry, rozbierać się!
Dowództwo i oficerów zaprosili do Bogusz. Chcieli utworzyć dywizję do walki z Niemcami. Podstępem wzięli nas do niewoli. Rozbroili nas i zabrali na łąkę we wsi Rudniki. Kazali trzymać ręce w górze. Ustawiono nas czwórkami, czy ósemkami i prowadzili do Miednik Królewskiej, do obozu przejściowego. W trakcie tego przejścia nie dało się uciec. Prowadzili nas pod bronią. Spaliśmy w kartofliskach, stodołach, majątkach. Byliśmy głodni. Ludzie podrzucali nam chleb. Niektórzy NKWD-ziści odpędzali ich, a niektórzy nie reagowali. Kiedy nie mogłem już iść wzięli mnie na samochód. W Miednikach koło kościoła leżała sterta broni - karabiny maszynowe, broń krótka. Zaprowadzili nas do obozu. Zgromadzono tam siedem tysięcy żołnierzy Armii Krajowej. Spaliśmy pod gołym niebem. Dali nam do jedzenia chleb z trocinami i zupę z buraków pastewnych. Leżałem z innymi partyzantami pod murami. Ci, którzy trafili tu wcześniej mieszkali w barakach poniemieckich, ale w barakach było jeszcze gorzej niż na zewnątrz. Pełno wszy, pcheł, pluskwy, które jak się spało to wchodziły na sufit, spadały na twarz i gryzły okrutnie. Jak się napiły krwi to były czerwone, a smród, który się unosił był gorszy jak w nieczystej toalecie.”

 

Do oddziału trafiłem przypadkowo. Na wsi u wujka nie było sklepu. Najbliższy mieścił się półtora kilometra w Paszkach i był zaopatrywany przez Niemców. Najwięcej było wódki. Następnie śledzie, karbid do lamp, zapałki. Wujek poszedł do sklepu i nie wracał. To było bodajże w styczniu 1948 roku. Ciocia wysłała mnie po niego. Wchodzę do wioski a tu naraz za węgła wyskoczył wartownik:
- Stój. Kto idzie?
- Swój.
- Po co to tu idziesz?
- Po wujka.
- Jak się nazywa?
- Subocz.
Zaprowadził mnie do chałupy, w której na ziemi leżało zatrzymanych sześciu czy siedmiu chłopów. Partyzanci ich zatrzymywali w obawie przed zdradą. Prosty chłop mógł nieświadomie pójść i zawiadomić policję litewską czy niemiecką. Wartownik Marian Korjewo pseudonim Milimetr pyta:
- A ty chłopcze, po co tu przyszedłeś?
- Szukam wujka Subocza.
- A który to ten wujek?
- Leży tam - wskazałem palcem.
- A gdzie ty nauczyłeś się tak mówić po polsku?
- Przed wojną żyliśmy w Warszawie.
- Masz ty chłopcze rodziców?
- Nie mam. Ojciec zginął na froncie, a mama zmarła. Ja mieszkam z tym wujkiem.
- Chciałbyś ty pójść do polskiej partyzantki?
- Jak najbardziej, ale czy wujek mi zezwoli?
Wujek mówił trochę po białorusku i po polsku.
- Jak chcecie to weźcie go - powiedział po białorusku.
Zaprowadzili mnie do komendanta - kapitana Gracjana Kruka.
- Panie komendancie wśród Litwinów i Białorusinów mieszka polski chłopak. Nie ma rodziców. Zaprowadzili mnie do pracowni krawieckiej, gdzie kazano mi uszyć mundur. Nauczyli mnie salutować i meldować się. Dowódca przydzielił mnie do rusznikarza. Mieliśmy tam różną broń: radziecką, niemiecką, czeską, polską, którą czyściłem. Po naprawie rusznikarz ją sprawdzał i wkładał do skrzyni. Broń była przeznaczona dla partyzantów, gdyby używana im się uszkodziła, a od czasu do czasu do zwiadu.
Żeby wstąpić do partyzantki trzeba było mieć szesnaście lat. Ja miałem jedenaście. Komendant wraz z generałem Wilkiem Krzyżanowskim, który był dowódca okręgu wileńskiego, nowogródzkiego zaakceptowali to. Składałem przysięgę z całą grupą. Miałem mały pistolet Waltera, kaliber 6,35. Nie byłem jednak przeznaczony do walki. Do walki były plutony, a do zwiadu oddziały szturmowe. Mieliśmy trzy oddziały szturmowe, które łączyły się z brygadami. W partyzantce nie było rabunku.”

Kiedy pan myśli, że Kresy nie są już dzisiaj polskie, co pan czuje?
„Mam żal, że państwa zachodnie tak nas urządziły. Stalin żądał, żeby granica znajdowała się na linii Kersona czyli, żeby Lwów i Wilno przypadły Rosji. Żądał również odsunięcia prezydenta Arciszewskiego, generała Sosnowskiego do spraw sił zbrojnych oraz ministra Kukiela i Kota, a w ich miejsce dopuścić do rządów rząd lubelski.
Premier Mikołajczyk odrzucił wszystkie żądania, a historycy w późniejszym czasie pisali, że w pewnym stopniu popełnił błąd. Trzeba było przedłużać rozmowy, żeby Rosjanie byli zdezorientowani, żeby nie rozbrajali naszych akowców, których później wywożono na Syberię do lat pięćdziesiątych.”

Galeria

Jerzy Widejko JURECZEK - zdrada akowskich partyzantów przez ZSRR
Jerzy Widejko JURECZEK - przesłuchanie przez NKWD 11-latka
Jerzy Widejko JURECZEK wilenszczyzna - początek okupacji radzieckiej
Fundusz Inicjatyw Obywatelskich
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wtórna publikacja lub rozpowszechnianie treści publikowanych przez Stowarzyszenie
bez uprzedniej pisemnej zgody Zarządu Stowarzyszenia zabronione.
Auschwitz Memento
Narodowe Archiwum Cyfrowe Muzeum Tatrzańskie Miasto Nowy Targ Miasto Zakopane Powiat Tatrzański Powiat Nowotarski